przytłoczonej najstraszliwszym brzemieniem winy.
No i proszę - jednak ją znalazł, tę litość. Niewiarygodne, ale naprawdę współczuł teraz Imogen. Litował się nad nią bardziej niż nad kimkolwiek przedtem. - Dlaczego mnie tam nie zostawiłeś? - Nie mogłem. 361 - Ale dla mnie już nie ma przyszłości. - Jeszcze się znajdzie. Imogen podniosła na niego udręczone oczy. - Co z Flic? - spytała. 70. Wkrótce przyszli po Imogen, a Matthew trafił z powrotem do osłoniętego parawanem boksu na oddziale wypadkowym, gdzie zostawiono go samego. Kiedy tak leżał wyczerpany i obolały, uświadomił sobie, że nawet nie wie, czy jest dzień czy noc. Zegarek gdzieś przepadł - w pożarze albo na wrzosowisku, może zresztą zdjęła go pielęgniarka, kiedy opatrywała oparzenia, Matthew już nie pamiętał. Nie docierało do niego także, że sam ucierpiał w pożarze, chociaż mocowanie się z rozpaloną klamką i kluczem do Cichego Pokoju nie mogło nie spowodować poważniejszych obrażeń. Flic - ta dopiero musiała cierpieć! Dla niej jednak nie czuł litości. Mógł zapytać kogoś o godzinę albo wstać i spojrzeć na zegar, ale mu się nie chciało. Było mu dostatecznie dobrze (choć może to niezbyt właściwe słowo), by sobie na razie odpuścić, pozwolić, aby czas po prostu płynął, uprawiając z nim swoje małe gierki - wydłużał się, rozciągał niczym elastyczna taśma, a potem nagle kurczył i zacieśniał wokół niego; Matthew w jednej chwili znajdował się w Aethiopii tamtego ostatniego dnia z Karo, w następnej na wrzosowisku z Imogen, w jeszcze następnej patrzył rozgoryczonym wzrokiem w łazience na pasek testu ciążowego, a wreszcie towarzyszył żonie, kiedy desperacko walczyła o ratunek dla swojego dziecka. Nie do zniesienia. Ale - z jego egoistycznego punktu widzenia - lepsze to, niż gdyby Karo popełniła samobójstwo. Słabość uniemożliwiła mu myślenie. Zamknął oczy i wyłączył umysł. Czas przestał istnieć. Obudziła go Zuzanna. - Przepraszam - powiedziała na wstępie. - W porządku. - Matthew dźwignął się z wysiłkiem do pozycji się- 362 dzącej i zmierzył ją wzrokiem. - Jak się miewasz? - Miała na sobie szare spodnie od dresu i jasną koszulkę, jedno i drugie źle dopasowane, jej ciemne włosy były mokre po myciu. Choć nadal blada i zmęczona, prezentowała się nie najgorzej. - Wyglądasz znakomicie. - Znaleźli mi te rzeczy. - Uśmiechnęła się posępnie. - Nie wiem, co się stało z twoim szlafrokiem. Kiedy czujniki dymu wysiadły, brałam właśnie prysznic i złapałam, co było pod ręką. - Czy to ważne? - Pewnie nie. - Usiadła. - Pozwolisz? - Jasne. - Przypomniał sobie jej postawę w czasie pożaru. - Byłaś wspaniała, wiesz? Znakomicie się trzymałaś! - A miałam inne wyjście?