- Przeciwnie. Tym bardziej że wkroczyłaś na mój teren.
Jego teren? To by się nawet zgadzało. Okolica była tak samo nieprzyjazna i niegościnna jak ten mężczyzna. - Co to znaczy, że jesteś sama? - usłyszała. - Przecież chyba masz męża albo... jakiegoś mężczyznę w życiu? Jodie drgnęła i roześmiała się gorzko. Obcy nie wiedział, jak bardzo czułej struny dotyka. - Myślałam, że mam - wyjaśniła - ale on postanowił związać się z kimś innym. To - wskazała krajobraz i samochód - miała być nasza podróż poślubna. Ale teraz... - Urwała. Powiedzenie tego wszystkiego zabolało, ale przyniosło też pewną ulgę. Duszenie emocji w sobie było dużo gorsze. - Co teraz? - zapytał drwiąco. - Szukasz zastępstwa? Najlepsze do takich polowań są kurorty na wybrzeżu, a nie góry. Wszechogarniająca furia niemal pozbawiła Jodie tchu. - Jak śmiesz tak do mnie mówić! Z całą pewnością nie szukam zastępcy! To ostatnie, czego bym chciała! Już nigdy nie pozwolę, żeby zranił mnie mężczyzna! Nigdy! Zamierzam żyć tylko dla siebie! Śmiałe słowa, ale wypowiedziane ze szczerego serca. Lorenzo zmarszczył brwi, słysząc w jej głosie nieudawaną determinację. - Wciąż o nim myślisz? - Nie! - zaprzeczyła, nie dociekając, czemu zadaje jej takie osobiste pytania. - Nie chcę go już. - Więc dlaczego uciekasz? - Nie uciekam! Po prostu nie chcę oglądać jego ślubu z inną - dodała obronnym tonem, kiedy spostrzegła, jak na nią patrzy. - Tym bardziej że jego nowa dziewczyna ma wszystko, czego brakuje mnie. Jest fascynująca, efektowna, seksowna... - Jodie podniosła dłoń do twarzy, żeby obetrzeć łzy, które nagle wypełniły jej oczy. Nie miała pojęcia, dlaczego opowiada to wszystko nieznajomemu, wyjawiając mu myśli i uczucia, do których do tej pory nie miała odwagi przyznać się nawet przed sobą. - To mężczyzna ocenia, czy kobieta jest, jak to określiłaś, seksowna - rzucił Lorenzo lekceważąco, tak samo zaskoczony intymnością tej rozmowy, jak Jodie. - Doświadczony kochanek potrafi sprawić, żeby nawet najciaśniej zwinięty pączek zakwitł. Jodie drgnęła, kiedy dotarł do niej sens jego słów. - Szkoda, że niewiele z dzisiejszych kobiet można przyrównać do takiego pączka - dodał szyderczo, obserwując, jak zmęczoną twarz Jodie zalewa rumieniec. - Dzisiejsze kobiety wywalczyły sobie prawo do własnej seksualności - odpowiedziała. - Nie wydaje mi się, żebyś mogła to samo powiedzieć o sobie - odparł natychmiast drwiąco. - Gdybym to ja miał oceniać, uznałbym, że twoje doświadczenie jest zdecydowanie ograniczone, bo inaczej nie pozwoliłabyś sobie odebrać mężczyzny. Jego samcze podejście zdumiało ją i rozzłościło. Nie mogła jednak zaprzeczyć, że jej doświadczenie w sprawach seksu było skąpe. Wciąż jeszcze była dziewicą, chociaż nie z wyboru. Miesiące spędzone w szpitalu po wypadku samochodowym, w którym zginęli jej rodzice, a który ona sama ledwo przeżyła, zabrały jej spory kawałek życia. Zaszokowana goryczą brzmiącą w jego słowach, Jodie milczała przez chwilę. - Jak się nazywasz? - zapytał despotycznym tonem. - Jodie. Jodie Oliver. A ty jak się nazywasz? - zapytała zdecydowana nie dać się zdominować. Po raz pierwszy odkąd wysiadł z samochodu, zawahał się na moment, zanim odpowiedział: - Lorenzo. - Wspaniały? - zażartowała Jodie i zarumieniła się natychmiast pod jego spojrzeniem. Il Magnifico, czyli Wspaniały, tak właśnie żartobliwie nazywał go Gino, przypisując jego sukcesy temu, że nosił imię jednego z najsławniejszych władców z rodu Medyceuszy. - Znasz historię rodu Medyceuszy? - zapytał. - Trochę - odpowiedziała obojętnie, nie chcąc już więcej dyskutować z nieznajomym. Czuła się zmęczona. - Muszę się skontaktować z firmą, w której wynajęłam samochód, ale moja komórka nie działa. Czy mógłbyś...? - Z pewnością jechał do miasteczka, przez które przejeżdżała. Nie było innej możliwości. Gdyby ją tam zabrał, może znalazłaby pokój i telefon. - Czy mógłbym co? - spytał. - Pomóc ci? Oczywiście. - Już westchnęła z ulgą, kiedy usłyszała: - Pod warunkiem, że i ty mi pomożesz. - Pomóc tobie? - powtórzyła z rezerwą. - Tak. Potrzebuję żony. Był szalony. Bez dwóch zdań. Znalazła się na pustej drodze w towarzystwie szaleńca. - Mam ci pomóc znaleźć żonę? - zapytała, jakby to była najnaturalniejsza prośba pod słońcem. Lorenzo obrzucił ją drwiącym spojrzeniem. - Nie bądź śmieszna. Nie chcę, żebyś mi pomogła znaleźć żonę. Chcę, żebyś ty została moją żoną - wyjaśnił sucho. ROZDZIAŁ TRZECI - Chcesz, żebym została twoją żoną? - powtórzyła wolno. - Przykro mi, ale... - Nie zamierzasz wychodzić za mąż. Nigdy. Tak, wiem - przerwał jej Lorenzo lekceważąco. - Ale to nie będzie zwykłe małżeństwo. Potrzebuję żony i to w ciągu kilku najbliższych tygodni. Mam taką samą ochotę mieć żonę, jak ty męża, chociaż z innych powodów. Ale uważam, że moglibyśmy zawrzeć korzystny układ. Ja będę miał żonę, której potrzebuję, a kiedy po roku małżeństwa rozwiedziemy się, dostaniesz, powiedzmy... milion funtów. Jodie zamrugała i potrząsnęła głową niepewna, czy dobrze słyszy. - Chcesz, żebym się zgodziła na małżeństwo na rok? - Wynagrodzę ci to. Chcę tylko, żebyś poświęciła mi ten czas i odegrała rolę mojej żony. Łóżko nie wchodzi w zakres tej umowy. - Oszalałeś - odpowiedziała kategorycznie. - Nic o tobie nie wiem. - Wiesz najważniejsze. Chcę ci zapłacić milion funtów za małżeństwo ze mną. A co do reszty... - Arogancko wzruszył ramionami. - Później wyjaśnię ci wszystko, co powinnaś wiedzieć. Jodie była oszołomiona. Nie, to niemożliwe. Jak może choćby rozważać tę szaloną propozycję? - Przecież chyba znasz jakąś kobietę... - Bardzo wiele - przerwał jej drwiąco. - Niestety wszystkie one chcą tego, czego ja nie zamierzam im dawać. To zdumiewające, jak łatwo padają deklaracje miłości, kiedy w grę wchodzą pieniądze i pozycja.