jaka sukienke na wesele
podobne pytania? - Oczywiście, proszę pytać! - zezwolił łaskawie Luke. - A co z resztą jej rodziny? - To znaczy? - Chyba ma jakichś krewnych? - Mitz wydawał się zdziwiony. Pierwszy raz się zawahał, jakby wytrącony z równowagi. - Nic o tym nie wiem - pośpiesznie odparł Luke. - Żadnego byłego męża, dzieci...? - Nic mi o tym nie wiadomo. Dlaczego pan pyta? - Jest taki punkt w formularzu - odparł szorstko Mitz. Znów zaczął robić notatki, ale Luke chwycił go za dłoń. Przestał udawać przyjemniaczka. Teraz mówił zdecydowanie i stanowczo. - Jak na rutynową kontrolę pytania są bardzo osobiste. I chociaż Rainie już tu nie mieszka, nadal jest moją dobrą znajomą. Pytam więc jeszcze raz: o co panu chodzi? - A ja mówię ostami raz - twardo zaczął Mitz - że nie wolno mi tego ujawniać. Rainie doszła do wniosku, że nadeszła jej kolej. Rozmowa donikąd nie prowadziła, a dobry gliniarz mógł lada chwila stłuc pana Mitza, na co musiałaby 175 zareagować w sposób bardziej zdecydowany. Wstała, podeszła do ich stolika i uśmiechnęła się szeroko. - Witam, panie Mitz! - rzuciła. - Niespodzianka! - Natychmiast usiadła, blokując adwokata między sobą a Luke'iem. - O co chodzi?! - Mitz zaczął dość niepewnie. Na jego czole pojawiły się kropelki potu. Rainie zauważyła, że jego lniany garnitur też jest miejscami przepocony. Przysunęła się bliżej, opierając dłoń na jego cennej walizie, i prawie z uczuciem błogości zaczęła gładzić jej skórzaną powierzchnię. - Od dawna usiłuje pan skontaktować się ze mną- powiedziała. - To prawda. W Wirginii zostawiłem kilka wiadomości. Nie wiedziałem... Kiedy pani wróciła do miasta? - Czuje się pan niezręcznie? - Tak... Ale to wcale nie jest źle! - Adwokat zdecydowanie się ożywił. - Oczywiście, wolałbym, żeby pani najpierw zadzwoniła. Wtedy zabrałbym ze sobą cały komplet dokumentów i lepiej bym się przygotował. No, ale najważniejsze, że jest pani tutaj, a ja bardzo chciałem z panią porozmawiać. - O mojej przeszłości? - zapytała celowo Rainie. - Szczerze mówiąc, o pani przeszłości wiemy dosłownie wszystko. Nawet o tamtym incydencie. Ale jego to nie obchodzi. - Co? - W tej chwili to Rainie poczuła się zmieszana. Popatrzyła na Luke'a. Lekko kręcił głową, ponieważ też nie wiedział, o co chodzi. Cholera! - Pani z nim rozmawiała, prawda? - zapytał wesoło Mitz. - Podałem mu pani numer w Wirginii. Obiecał, że zadzwoni. Właściwie byłoby lepiej, gdyby on osobiście przekazał pani tę wiadomość. Przez dwa dni ktoś odkładał słuchawkę, Rainie wtedy myślała, że to Mitz. Myliła się. Ależ z niej idiotka. - Jaką wiadomość? - zażądała wyjaśnień. - Chodzi o nieruchomość, panno Conner. O testament. Ja właśnie tym się zajmuję. Jestem jego adwokatem. - Ale czyim?! - O rety! - Mitz w końcu się zorientował. - Więc nie zadzwonił, prawda? Obiecał, ale nie zadzwonił. No cóż, bywa. Tego rodzaju sprawy nie są proste. Nigdy nie wiadomo, jak klient zareaguje. - Panie Mitz, albo natychmiast wyjaśni mi pan, co jest grane, albo połamię