- Chyba powinieneś kupić sobie okulary - przerwała
mu. - Widzisz mnóstwo zabawnych rzeczy. - Nie obawiaj się mnie - rzekł łagodnie. - Ja nie obawiam się nikogo i niczego - zaperzyła się natychmiast Shey. - Udowodnij to - powiedział prowokacyjnie. - Pocałuj mnie. Tu i teraz. - Mam cię pocałować, żeby udowodnić, że niczego się nie boję? - spytała z oburzeniem, choć marzyła, by to zrobić. Ale tego nigdy mu nie powie. - Że nie boisz się mnie - uściślił. - Ja miałabym się bać? Dobre sobie! - No to na co czekasz? Powinna się opanować, jednak to było silniejsze od niej. Sama nie wiedziała, jak to się stało, że pochyliła się prosto w jego ramiona. I znowu doświadczyła tego cudownego uczucia, że wreszcie jest w domu. - Dzisiejszy wieczór wiele zmienił. Też to czujesz, prawda? - zapytał Tanner, gdy godzinę później Shey wysiadła z jego samochodu. - Niekoniecznie - odparła, bardzo chcąc wierzyć w szczerość swoich słów. - Ciągnie nas do siebie, ale to nic takiego. Chemia. - To coś więcej. Naprawdę. Wiem o tym.. Od tego pierwszego dnia, gdy wsiadłem na twój motor. A każdy dzień z tobą tylko pogłębia moje doznania. - Tanner, ja już muszę iść. - Nie zaprosisz mnie do siebie? Może powinnaś wrócić do wcześniejszych pomysłów i nadał nie spuszczać ze mnie oka. Jak sądzisz? - Wiesz, że jesteś męczący? - Może jak cię zmęczę, to coś na tym wygram. - Dobranoc, Tanner. - Tylko psujesz zabawę. - Dobrze się bawiłam - powiedziała Shey, niespodziewanie dla samej siebie. Ten wspólny wieczór naprawdę przeszedł jej oczekiwania. Dobrze jej było z Tannerem i chyba szybko mogłaby przyzwyczaić się do jego towarzystwa. Choć lepiej tego nie robić. Przecież on wkrótce stąd zniknie. - Muszę już iść. - Nie mam zbyt dużego doświadczenia w amerykańskich randkach, jednak wydaje mi się, że istnieją pewne ustalone rytuały. - Na przykład? - Buziak na dobranoc. - Na dziś już chyba wystarczy buziaków. - No ładnie! - Tanner zrobił dramatyczną minę. - Moja pierwsza zwyczajna randka... Shey prychnęła szyderczo, ale on wcale się tym nie przejął. - ...zwyczajna randka, a ty odrzucasz uświęcony zwyczaj! - Niech ci będzie. - W jej głosie nie było nawet śladu niechęci, choć tak się starała. Uśmiechnęła się lekko, po