Dane opadł na plecy. Znów wpatrywał się w sufit.
- Dane, na pewno on był tym krawaciarzem. My to wiemy, policja wie. Może rozumował jakoś pokrętnie. Nie chciał uwierzyć, że ją zabił. Może nawet tego nie planował. - Jak mógł nie planować zabójstwa i ukraść krawat, który do tego posłużył? No i jeszcze coś - dodał. - Co? - Ryby. - Ryby? - Tak. Był przekonany, że to my podrzuciliśmy mu te ryby. Musiały się przecież skądś wziąć. - Jesteśmy na Keys. Każdy, kto wpadłby na taki pomysł, ma ich tutaj pod dostatkiem. - Tak, ale ktoś podrzucił je jakby specjalnie po to, żeby Latham przyczepił się do nas. Albo do mnie. Jakby ten ktoś chciał, żeby Latham znalazł się w kręgu podejrzeń. - Mógł zapomnieć o złowionych rybach i po prostu zgniły przed jego domem. On nie był normalny. Mogło się mu wydawać, że wszyscy go prześladują. - A jednak to mnie niepokoi - podsumował 370 Dane. - Nie mogę spać. Zejdę na dół, żeby przynajmniej tobie dać odpocząć. Kelsey także natychmiast minęła senność. - Nie waż się mnie tu zostawiać. Możemy zrobić coś, po czym na pewno już uśniemy? - Kelsey, właściwie jesteś ranna. Dwa razy to nie za dużo? - Nigdy nie czuję się lepiej niż z tobą. Wziął ją w ramiona. Telefon zadzwonił wczesnym rankiem. Dane właśnie zszedł na dół, Kelsey robiła kawę. Wyglądała przez okno. - Uwielbiam tę wyspę - powiedziała. Podszedł i objął ją w pasie. - Wspaniale. Chcesz za mnie wyjść dla mojej wyspy. Roześmiała się. - Tak, ale wyspę uwielbiam dlatego, że jest twoja. Nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ właśnie zadzwonił telefon. Odebrał i usłyszał powitanie Jesse'a Crane'a. - Cześć, Jesse - odpowiedział. - Dane, umówmy się na kawę. - Jasne, tylko wiesz, właśnie się obudziłem... A może przyjedziesz do mnie? - Dane, muszę się z tobą spotkać na kawie. Tylko z tobą. Jestem już w drodze. Przyjedź do tej kawiarni przy drodze z twojej wyspy. Z tonu Jesse'go wynikało, że sprawa jest naprawdę ważna.