dyspozycji. O czym chciałeś ze mną mówić?
- Pragnę cię... - Ja ciebie też! - Już miała go pocałować, kiedy ją powstrzymał. - Nie dałaś mi skończyć. Pragnę cię prosić, żebyś... - tu zaczerpnął głęboko tchu - za mnie wyszła. Zbiło ją to całkowicie z tropu. - Przepraszam... Alec się cofnął i odchrząknął. Becky wyrwał się okrzyk zdumienia, gdy przykląkł przed nią na jedno kolano. Patrzyła z niedowierzaniem, jak ściąga z palca złoty pierścień z onyksem, na którym widniał jego rodowy herb. - Panno Ward... - Nerwowo zwilżył językiem wargi. - Czy zechce pani zostać moją żoną? Odebrało jej mowę. O tak, kiedyś mógł się uganiać za kobietami, ale teraz zdecydował się na stały związek. Dla niej. - Moglibyśmy się pobrać po twoich dwudziestych pierwszych urodzinach, w Buckley on the Heath, jeśli zechcesz. To jedyna zaleta bycia młodszym synem, można się żenić bez nieznośnej książęcej pompy. I nie myśl, że przyjdzie nam przymierać głodem - dodał pospiesznie. - Otrzymam od brata część rodzinnego majątku, kiedy się pobierzemy. Jeszcze do niego nie napisałem, ale Robert stawia rodzinę na pierwszym miejscu. Kara, jaką na mnie nałożył, nie dotyczy ciebie. A ten pierścień możesz na razie nosić - wyjaśnił, zacinając się nieco - ale wkrótce znajdę dla ciebie coś właściwszego. Nie sądzę jednak, żebyś chciała w tym celu spożytkować pieniądze, przeznaczone na odkupienie domu. - Och, Alec! - zawołała, odzyskując wreszcie głos. - Mój najdroższy! Przecież on jest idealny! I rzuciła mu się w ramiona. Gdy przestała go całować, spytała: - Czy jesteś pewien, że naprawdę tego chcesz? - Nigdy nie byłem czegoś bardziej pewny. Becky, teraz wiem, że wszystko, co przedtem było dla mnie ważne, to zwykły blichtr. Teraz liczysz się tylko ty. Głos znów odmówił jej posłuszeństwa. - Czy ty chociaż wiesz, jaka jesteś wspaniała? Znów nie mogła mu odpowiedzieć. - Może ci to powiem? Nie jestem pewien, czy znajdę odpowiednie słowa. - Pogładził ją po włosach. - Kocham twoje oczy, twój chód, twój uśmiech, twoją szczerość i niezależność, za którą bardzo cię podziwiam. I siłę woli. I lojalność. Becky poczuła, że kręci się jej w głowie. - A wiesz, co kocham najbardziej? Sposób, w jaki rumienisz się za każdym razem, kiedy na ciebie spojrzę. I ku jej wielkiemu zakłopotaniu tak się właśnie stało. Uniosła dłoń do twarzy. - To dla mnie o wiele więcej niż chwilowy kaprys czy nawet kwestia honoru. Wiesz o tym, prawda? - dodał niespokojnie. - Nikt mi jeszcze nie powiedział czegoś piękniejszego. Mnie... mnie od dawna na nikim tak nie zależało, jak na tobie. - A mnie zależy na tobie. Becky o mało nie powiedziała, że go kocha, lecz bała się, że na to jeszcze za wcześnie. On też nie wymówił tych słów. - Jesteś prawdziwym klejnotem, Becky. - Alec odstąpił w tył i spojrzał jej w oczy. - A więc, czy chcesz za mnie wyjść? Wybaw mnie z niepewności. - Tak. Trwali w uścisku, aż wreszcie Alec zażądał: - Podaj mi rękę. Zrobiła to. A on wsunął jej sygnet na serdeczny palec lewej dłoni i pocałował tak, że czas się dla niej zatrzymał. Oddała mu pocałunek z entuzjazmem. - Kochajmy się. Teraz nic nam już nie stoi na przeszkodzie. - I zaczęła ściągać mu z ramion frak. Alec rozluźnił fontaź. - Ile nam jeszcze czasu zostało? - spytała. - Dostatecznie dużo - odparł, spoglądając na kuchenną klepsydrę. - Myślę, że... najpierw odwołam się do sztuki kulinarnej - mruknął, z przewrotnym uśmiechem sięgając po cukier. - Drzwi są otwarte...