ranczo po śmierci ojca? Zostawili bydło bez opieki?
- Ja też nie mogłem w to uwierzyć. Zwinęli się jeszcze przed moim przyjazdem. Znałeś większość z nich. Może uda ci się do nich dotrzeć i namówić do powrotu. Przynajmniej niektórych. - Cholera, Ash. Mówisz tak, jakbyś nie znał kowbojów. To wędrowne plemię. Poszli sobie i teraz szukaj wiatru w polu. - Jeśli ktoś potrafi ich odszukać, to tylko ty. - Może - zgodził się Whit bez wielkiego przekonania. - Ale to zajmie trochę czasu. Ash zmarszczył czoło. - Czasu akurat nie mamy zbyt wiele. Bóg wie, gdzie podziewa się bydło i w jakim jest stanie. - Sucho jest. Stada pewnie się rozpierzchły w poszukiwaniu pastwisk i wody. - Też tak myślę - przytaknął Ash. - Dzisiaj po południu chciałbym objechać... - przerwał mu dźwięk dzwonka. - Zaczekaj chwilę, Whit. Ktoś przyjechał. - Przysłonił słuchawkę dłonią i huknął: - Wejść! Otwarte! 30 - Tak jak mówiłem - wrócił do przerwanej rozmowy. - Po południu chcę objechać teren, poszukać stad. - W progu gabinetu pojawiła się Maggie. Z nosidełkiem opartym o biodro, z wielką torbą przewieszoną przez ramię wyglądała jak juczny osioł, tyle że osioł o wyjątkowo pięknej sylwetce. Wpatrywał się w nią, nie bardzo wiedząc, co zrobić: podbiec do niej i wylewnie uściskać w podzięce za dotrzymanie obietnicy, czy też powiedzieć, że się rozmyślił, i podziękować za pomoc. Obecność w domu tak atrakcyjnej dziewczyny mogła nastręczyć więcej kłopotów, niż je rozwiązać. A kłopotów Ash miał akurat w tej chwili pod dostatkiem. Zerknął na małą i natychmiast stwierdził, że od zajmowania się niemowlakiem woli jednak kłopot w postaci Maggie. Dał jej znak, żeby weszła dalej i położyła Laurę na kanapie. - Dzwoń i informuj mnie na bieżąco, ilu robotników udało ci się odszukać - kończył rozmowę z Whitem. - Jasne. - Umówmy się, że tak czy inaczej pojawisz się tutaj w następną sobotę rano, a ja do tego czasu spróbuję, przynajmniej częściowo, uporządkować sprawy schedy. Odłożył słuchawkę i teraz mógł już poświęcić uwagę Maggie, co, musiał to przyznać, czynił z niekłamaną przyjemnością. - Szef przyjął wymówienie? - zapytał. Maggie rozprostowała uwolnione od ciężaru ramiona i usiadła na kanapie. - Szefowa - sprostowała. - I nie złożyłam wymó31 wienia. Poprosiłam o urlop bezpłatny. Nie chcę tracić pracy w Longhornie. Ash zaśmiał się. - Nie lubisz palić za sobą mostów, co?